pokaż komentarz
"Duży przepływ lub gromadzenie się ludzi sprzyja roznoszeniu chorób zakaźnych. Dodatkowo ludzie są zazwyczaj głupi, niedouczeni, aroganccy, roztargnieni, lekkomyślni, roszczeniowi lub zindoktrynowani pod hasłem "nie dla kagańca". Nie uda się wpoić im przestrzegania zasad sanitarnych tak jak robią to np. Szwedzi. Otwarcie miejsc z dużym przepływem ludzi będzie skutkowało rozrostem epidemii. Im lepiej się ograniczymy tym szybciej zminimalizujemy straty w ludziach (co po prostu oznacza mniej śmierci bliskich - to zawsze sa dla kogoś bliscy!). Inaczej ten marny stan będzie trwał kolejne długie miesiące.
Tak czy inaczej będą straty w gospodarce. Jedną z nich jest branża gastronomiczna. Siła wyższa. Rolnicy zmagają się ze skutkami suszy lub powodzi, drogowcy z zimą. Kogoś dotknie pożar. To kolejna klęska, którą trzeba przyjąć.
Część knajp zostanie zlikwidowana. Nie żal mi ich. Na ich miejsce kiedyś powstaną nowe. Ten lament to nie problem właścicieli "nie mam co jeść" tylko skarga, że "mój poziom życia się obniżył". Wśród wypowiedzi na trójmiasto nie widzę też ani jednej pod hasłem "troszczę się o moich pracowników". Te lokale przez kolejne lata zarabiały pieniądze, które są poza zasięgiem przeciętnego Polaka. Właściciele także teraz chwalą się domami, samochodami, wakacjami i luksusowym stylem życia.
Za to w lokalach umowy śmieciowe, pomiatanie pracownikami, wysokie ceny nastawione na zachodnich turystów, ogólna drożyzna, krocie za małe porcyjki, oszukiwanie na towarze i jakości dań. itd. itp. Nie zależy im także na przestrzeganiu zasad sanitarnych - przed klientem pozorowany taniec, na zapleczu całkowite olewactwo i ogólne bezhołowie.
Ich zachowanie od lat to łapanie wielkiej kasy pełnymi garściami. Wielcy niezależni przedsiębiorcy, a jak problem to łapki wyciągnięte.
Poza tym wiele lokali świetnie zarabia na dowozach. W restauracji z której korzystam tylko na wydanie dania (nie na dowóz!) czeka się około godziny."
Za: internet