Dział: Kościół

Wielki Post to czas pokuty, nawrócenia, ale też jałmużny – pomocy tym najbardziej potrzebującym. Kościół katolicki zawsze był przy ubogich, wierni zaś z otwartymi sercami dzielili się tym, czym tylko mogli. Coraz bardziej popularna staje się adopcja serca – pomoc ubogim dzieciom z trzeciego świata. Zastanawia jednak, dlaczego zamiast pod znakami Kościoła katolickiego – mimo że przez tenże Kościół firmowana – dokonuje się ona pod buddyjskim hasłem „maitri”?
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
-Bp Mazur: Wiele organizacji pozarządowych wycofało się z terenów misyjnych. Misjonarze pozostali pomimo pandemii, by być znakiem nadziei
-„Rewolucja ‘68. Swąd szatana w Kościele”. Dramat Kościoła francuskiego targanego falami lewicowej ofensywy. Wyciągniemy wnioski?
Jest zdumiewające, że niektóre katolickie dzieła charytatywne, w tym przede wszystkim Ruch Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata są opisywane jako „maitri”. Dlaczego hierarchowie Kościoła do tej pory nie nakazali usunięcia tej nazwy jako warunku sine qua non działalności w obrębie Kościoła katolickiego? Przecież idzie za nią konkretna duchowość, niemająca niczego wspólnego z katolicyzmem, co zresztą zostało przedstawione w sposób niepozostawiający złudzeń na stronie internetowej głównego Centrum Maritrei w Tybecie.
Od sanskryckiego słowa „maitri” oznaczającego „życzliwość”, „miłość”, „dobroć”, „przyjaźń” wywodzi się imię Maitreya. Dla buddystów Budda Maitreya to Budda Przyszłości. Okultyści natomiast widzą w nim lidera, który stanie na czele wszystkich połączonych religii, „Nauczyciela Świata”. Łatwo sobie wyobrazić, że kiedy objęte duchową adopcją „Maitri” dzieci będą wchodziły w dorosłość, ten sanskrycki wyraz będą miały wyryte w pamięci i sercach jako skojarzenie dobroci i miłości Bożej, niezależnie od formacji, jaką otrzymają. A przecież pierwsze przykazanie mówi wyraźnie: Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną…
Wstęp do synkretyzmu
Uważnego obserwatora, który zada sobie trud poszukania informacji o „maitri” i „Maitreyi” w tym pomieszaniu dwóch różnych duchowości, natychmiast zastanowi, na ile sam zabieg opisywania katolickich dzieł misyjnych słowem ewidentnie związanym z buddyzmem nie stanowi wstępu do połączenia tych dwóch religii.
Warto w tym miejscu zauważyć, że pomysł złączenia wszystkich religii w jedną nie jest nowy, sięga bowiem XIX wieku. Postulowało to Towarzystwo Teozoficzne, założone w 1875 roku w Nowym Jorku przez Helenę Bławatską.
Później kontynuowany był przez jej uczennicę Alice Bailey i jej męża Fostera Baileya, którzy w 1920 roku założyli Lucifer Publishing Company, przemianowany po kilku latach na Lucis Trust. Mottem teozofii jest „Nie ma religii wyższej niż prawda”. Według Bławatskiej teozofia nie jest religią, lecz systemem myślowym możliwym do pogodzenia z niektórymi zorganizowanymi religiami takimi jak buddyzm czy hinduizm.
Maitreya
Od wspomnianego wyżej słowa „maitri” oznaczającego „życzliwość”, ”miłość”, „dobroć”, „przyjaźń”, „przychylność”, czy „dobra wola” wywodzi się Maitreya jest nazywany „kochającym” lub „przyjacielskim”, ucieleśnieniem wszystko obejmującej miłości. Według narracji jego zwolenników „jest on od wieków oczekiwany przez wszystkie z głównych religii”. Przekonują oni w sposób bluźnierczy, że chrześcijanie znają go jako Chrystusa (przy czym odbierają boskość Jezusowi z Nazaretu, który zgodnie z tą „religią” nie jest Chrystusem, tylko jest nim Budda Maitreya) i oczekują jego bliskiego powrotu, Żydzi oczekują go jako Mesjasza, Hindusi wypatrują jako Krishny, buddyści spodziewają się Buddy Maitreyi, a muzułmanie wyczekują Imama Mahdi czy Mesjasza. „Mimo iż imiona są różne wielu wierzy, że odnoszą się one do tej samej osoby: Nauczyciela Świata, któremu na imię Maitreya” - wyjaśniają. Krótko mówiąc, klasyczny synkretyzm religijny w czystej postaci. Synkretyzm o tyle groźny, że zdołał przekonać do siebie część „postępowych” katolickich księży. Będąc w Rzymie spotkałam nawet jednego z nich – z jego słów wynikało, iż założył w tym celu specjalną fundację i usiłował pozyskiwać dla niej wsparcie i zwolenników.
Na manowce
Widać zatem wyraźnie, na jakie manowce wiary może wyprowadzić określanie katolickich dzieł miłosierdzia słowem „maitri”. Warto, aby hierarchowie, akceptujący i promujący tę nazwę, wreszcie sobie uświadomili, że poniosą za to odpowiedzialność przed Bogiem i spróbowali naprawić ten błąd. Niech zadają sobie pytanie, dlaczego owych dzieł twórcy Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata nie nazwali w sposób odnoszący się do wiary katolickiej, do Osoby Jezusa Chrystusa, czy Jego Matki, Maryi? Dlaczego nie sięgnęli po piękne słowo „caritas”? Naprawdę najwyższy czas, aby przyszło opamiętanie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/541350-maitri-cicha-proba-oswojenia-z-synkretyzmem-religijnym?utm_source=feedburner&utm_medium=feed&utm_campaign=Feed%3A+wPolitycepl+%28wPolityce.pl+-+Najnowsze%29