pokaż komentarz
Zaniedbany pies konał przed kościołem, w którym trwało nabożeństwo. Pies nie miał siły się podnieść. Z trudem oddychał. Był osowiały i brudny.
To by znaczyło, że minęło go paręset osób, kompletnie nie zwracając na niego uwagi, żeby zaraz potem usłyszeć o miłości do bliźniego, poszanowaniu braci mniejszych, wyciąganiu pomocnej dłoni i byciu dobrym człowiekiem od typa, który psa do tego stanu doprowadził. I zaraz po mszy zadowoleni z siebie poszli do domu, przepełnieni dumą i pewnością, że są dobrymi ludźmi, jednocześnie mijając i ignorując psa po raz kolejny.
Nie wiem, czy to bardziej ironiczne, czy tragiczne.